2025.05.21 Arusha, TZ (dzień 3)
Podróże to nie tylko piękne instagramowe zdjęcia. Podróże to też nieprzespane noce, niekończące się przemieszczanie z miejsca na miejsce, kolejki wizowe i cała ta oprawa o której się nie pisze bo jak najszybciej człowiek chce o niej zapomnieć.
Wczoraj, a właściwie dziś w nocy wylecieliśmy z Doha w kierunku Killimangaro. Teraz to dopiero zaczynają się wakacje. Lot trwał 5h ale był to nocny lot, więc fajnie by było pospać ale się nie da. Pomimo, że pani przychodziła do nas spytać się czy czegoś nie potrzebujemy to tego co potrzebujemy nie mogła nam dać. Tak więc w środkowym siedzeniu, między Darkiem a jakimś obcym gostkiem próbowałam się przespać. Jakies 2h w totalu może się udało ale nadal był to taki pół sen. Troche po 7 rano wylądowaliśmy na lotnisku Killimangaro i wypuścili nas jak te małpki na płytę. Każdy nie wiedział czy ma robić zdjęcia czy iść a w ogóle to gdzie…
Jak już doszliśmy do terminala to trzeba było wystać swoje w kolejce po wizę. Nawet pomimo, że mieliśmy wcześniej przyznaną to swoje trzeba było wystać. Tu chyba internet i komputery nie są za szybkie. Potem odbiór walizek i oczywiście skanowanie co my właściwie wwozimy. Do Tanzanii i Kenii nie można przywozić siatel plastikowych. Jest to zabezpieczenie dla zwierząt, ktore potem zjadaja ten plastik i się duszą. Ja unikałam siatek ale dwie na buty miałam. Nawet zaczęłam je wyrzucać na lotnisku ale powiedzieli, że nie i żebym poszła. No dobra…jakby co to ja chciałam spełnić obowiązek turysty.
Droga do Arusha nie zachęcała ale na szczęście mamy prywatnego kierowcę, wygodny samochód i doświadczenie z krajami trzeciego świata. Więc tak naprawdę, ludzie leżący na poboczach czy robiący sobie przerwę w rowie, auta jeżdżące jak im się podoba, zwierzęta hodowlane chodzące po ulicy i skupiska ludzi wokół nie do końca ładnych i czystych zabudowań należą do normy. Nie zachęcającej ale normy.
Po około godzinie dotarliśmy do hotelu. Śpimy w Four Points, Marriott. Jedyny hotel Marriotta w Arusha i w ogóle w miejscach w których będziemy. Na szczęście pokój mamy od wczoraj więc mogliśmy skorzystać ze śniadania i walnąć się do spania. Prawda jest taka, że my trochę nie ogarniamy jaki jest dzień, śpimy po prostu kiedy możemy.
Po drzemce spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem i kierowniczką biura podróży które nam to wszystko organizuje. Wycieczkę mamy z firmą Dakik Expeditions. Znamy ją z polecenia więc mam nadzieję wszystko pójdzie sprawnie. Póki co ludzie są super mili.
Rawan, kierowniczka Dakik podwiozła nas na market gdzie lokalni sprzedają rękodzieła. Pomysł super. Wiadomo, że chcemy pomóc lokalnym. Jednak długo tam nie wytrzymaliśmy. Nawoływanie na każdą stronę, zachęcanie żeby wszystko kupić a do tego targowanie się o każdą pierdołę nas zniechęciły. Zdecydowanie nie nasze klimaty. Kupiliśmy tylko magnesy i na nóżkach wróciliśmy do hotelu.
Po drodze zrobiliśmy sobie zdjęcie pod słynnym zegarem. Zegar jest dokładnie pod naszym hotelem i podobo wyznacza dokładnie połowę drogi od Kairu do Kapsztadu. Czyli jakby na to nie patrzeć jesteśmy w samym centrum Afryki.
Tanzania to połączenie dwóch krajów, Tanganyika i Zanzibar. Oba kraje wyzwoliły się spod panowania Anglików około roku 1961. I połączyły się tworząc Tanzania. Zanzibar aktualnie to resorty plażowe więc tam nie zamierzamy pojechać. Lądowa część Tanzanii jest potężna i ma 22 parki narodowe z czego my zobaczymy tylko 3, Serengeti, Ngorongon i Tarangire.
Arusha nie jest największym miastem w Tanzanii, ale jest najbardziej ruchliwym miastem. Jest to bowiem miasto z którego wszystko się zaczyna. To stąd ludzkie zaczynają wyjście na Killimangaro, albo safari, dwie najpopularniejsze atrakcje w Tanzanii.
Nas Arusha jakoś nie zachęcała do chodzenia. Naganiacze, ludzie oglądający nas od góry do dołu to zdecydowanie nie to co lubimy. Wstyd się przyznać ale wybraliśmy komfort i bezpieczeństwo hotelowego baru. Z załogą też można posiedzieć i dowiedzieć się czegoś nowego o ich kraju.
Hotel ma dość fajny ogród więc jak już znudziło nam się siedzenie to po kolacji weszliśmy w tą dżunglę. Dobrze, że byliśmy na terenie hotelu, w mieście gdzie nie ma zwierząt to się nie baliśmy. Od jutra już nie będzie można swobodnie chodzić nawet po okolicy hotelu.
Pomimo, że spaliśmy w środku dnia to bez problemu znów zasnęliśmy kolo dziesiatej wieczór. Od jutra pobudki z samego rana i zmienianie hotelu noc po nocy. Ale leniwe walacje to nie nasz styl…więc będzie się działo.