2025.09.05 Copenhagen, DK (dzień 0)

Przyszedł czas na coroczny wylot do Polski. Niestety nie jest to łatwe zadanie dla rodzinnego agenta podróży czyli dla mnie. Dlaczego….a dlatego, że Kraków jest lotniskiem z najgorszymi połączeniami międzynarodowymi. Do tego my musimy lecieć na południe Polski (Kraków) a wylatywać z północy… do tego wszystkiego musimy lecieć Delta, a Darek jeszcze bardzo chciał mieć doświadczenie z Delta One Lounge czyli musieliśmy wylecieć z JFK ale dokładnie z terminala 4. I to wszystko musiało się zmieścić w rozsądnej cenie poniżej $1500 na osobę…nie realne, nie?

A jednak….jak się chce znajdzie się sposób jak nie…znajdzie się wymówkę.

Dziś wszystko chodziło o DeltaOne lounge. Delta doszła do wniosku, że musi zrobić coś specjalnego dla ludzi lecących pierwszą klasą. Tak więc na największych lotniskach jak JFK, LAX itp stworzyła osobne lounge (salony) dla elity. My przy użyciu punktów, certyfikatów i innych sztuczek kupiliśmy bilet do Europy na pierwszą klasę, powrót już nie pierwszą. Do tego lecimy z terminala 4 więc spodziewamy się bardzo płynnego doświadczenia. A żeby to wszystko zmieściło się w naszym budżecie to musieliśmy wylecieć w piątek, do Kopenhagi i przenocować tu, ale też pozwiedzać.

Doświadczenie jest super… trzeba przyznać że poznaliśmy kolejny poziom podróży. Uber przywiózł nas na lotnisko i ok 10 min zajęło nam od wejścia na lotnisko do pierwszego drinka. Nieźle nie? Najpierw przywitał nas pan który odprowadził nas do check-in stanowiska, spytał się czy potrzebujemy pomocy z bagażami a jak powiedzieliśmy, że damy radę to nadal szedł z nami rozmawiając o Kopenhadze. Potem nas odprawił i pożyczył szczęśliwego lotu.

Po odprawie, jest specjalna bramka gdzie tylko ludzie z DeltaOne mogą przejść tak więc kolejka….zero…no może jedna osoba była przed nami. Potem dalej bez ludzi, ładnie boczkiem można przejść do lounge….a tu wielkie wow…

DeltaOne to nie jest zwykły lounge to jest cały nowy poziom gościnności. Przemili ludzie mówiący gdzie co jest, pizza prosto z pieca, piwa które nie są masową produkcją ale przede wszystkim restauracja…restauracja gdzie przy pysznym winku można zjeść przepyszną rybkę albo steaka i to wszystko za darmo…

Niestety skoro lecimy w piątek a nie jak pierwotnie planowaliśmy we wtorek to ja musiałam pracować. Lunch przepyszny w restauracji zjadłam a potem to już tylko halo halo.

Darek zwiedzał lounge i próbował deserów. Ja niestety (albo aż) znalazłam tylko bar soków, spróbowałam paru i poświęciłam się pracy.

Lounge fajny, wygodny, dobre jedzenie i lepszy wybór alkoholi niż w normalnym lounge. Moje serce jednak wygrali zdrowymi sokami i restauracją, która zdecydowanie nastraja na świętowanie i robi z podróży przyjemność a nie niedogodność. Tak się fajnie siedziało, że o mało nie spóźniliśmy się na samolot. Wchodziliśmy ostatni i pani zwróciła uwagę, że nas już wywoływali…ops…. znów wchodziliśmy jako grupa 9 (na osiem możliwych).

Teraz tylko jeszcze 7.5h i będziemy w Europie. Samolot trafił nam się starszy więc troszkę brakowało prywatności ale jak to się mówi “darowanemu koniowi nie patrzy się w usta”. Ten brak prywatności niestety niektórym pasażerom bardziej przeszkadzał i upominali Darka, że za głośno gada…no tak ale jak dziecko płacze to nikogo nie upominają. I gdzie tu sprawiedliwość.

Zastanawiacie się czemu Darek z takim zainteresowaniem pije kawe Starbucks…hmm…w Stanach nigdy nie wiadomo co jest w kubeczku a kubek na kawę nie zawsze oznacza, że jest tam kawa. Dopowiem tylko, że dużo tej “kawy” panie roznosiły po pokładzie.

Czemu kawa? Jak samolot jest na ziemi to teoretycznie nie można podawać alkoholu wysoko procentowego…ale od każdej zasady są wyjatki i tak właśnie każdy miał kubeczek na kawę a w nim lód i coś do lodu….whiskey, likier kawowy czy co kto lubi.

Lot jakoś minął. Do snu ululało nas porto które podali do deseru. Ogólnie wybór win i jedzenie nie był najgorszy. Małe rzeczy jak szklanka, prawdziwe sztućce czy dobry posiłek są konieczne aby podróż nie była udręką.

Udało nam się trochę zasnąć i około 5:30 rano obudził nas wschód słońca gdzieś nad morzem Północnym. Teraz tylko wylądowanie, pozbieranie bagaży i do hotelu wyspać się. Pokój podobno już na nas czeka. W NY jest północ więc drzemka jest wskazana.

Next
Next

2025.08.21-22 Mt. Washington, NH