Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.
Destynacje
- Anglia 7
- Argentyna 1
- Austria 4
- Belgia 4
- Bermuda 2
- Canada 23
- Chile 9
- Czechy 2
- Dania 3
- Ekwador 12
- Francja 30
- Gibraltar 1
- Grecja 4
- Hiszpania 13
- Holandia 5
- Hong Kong 2
- Indonezja 4
- Islandia 14
- Korea Południowa 6
- Macau 2
- Malezja 9
- Maroko 7
- Niemcy 4
- Nowa Zelandia 26
- Polska 19
- Portugalia 9
- Qatar 4
- Singapur 7
- Szwajcaria 17
- Słowenia 6
- Tanzania 10
- UAE 3
- USA - Alaska 19
- USA - Colorado 65
- USA - Nowy Jork 38
- USA: Northeast 54
- USA: Northwest 25
- USA: Southeast 18
- USA: Southwest 69
- Watykan 1
- Włochy 11
- _NY - Adirondacks 46er 20
- _Parki Narodowe USA 38
2025.11.28 Marsylia, FR (dzień 1)
Nasza Marsylia zaczęła się nieźle. Najpierw usłyszeliśmy w samolocie zapiąć pasy lądujemy a za chwilę “pas jest zamknięty nie lądujemy”. I odlecieliśmy głębiej w morze Środziemne do Afryki. Hmmm…w Morocco zamiast Monaco to ja nie chcę być. W pierwszym byłam już w drugim jeszcze nie ale zakładam, że jest różnica.
Na szczęście pas startowy był zamknięty tylko na 10-15 min na jakąś inspekcję i udało się wylądować o czasie. Nam tam opóźnienia nie przeszkadzały bo i tak nie spodziewaliśmy się, że będziemy mieli hotel tak wcześnie rano.
Marsylia przywitała nas zimnem. Kapitan w samolocie mówił coś o 1C, telefon pokazywał 4C ale odczuwalne 2C. Wow…tak więc pierwsze co zrobiliśmy to ubraliśmy jeansy i kurtki. Po 15C w NY, jakiś 15h w zamkniętych pomieszczeniach z kontrolowaną temperaturą to uderzenie zimna było nam potrzebne, odrazu nas obudziło.
A gdzie te palmy, słoneczne plaże i gorące klimaty południa? Chyba spóźniliśmy się o jakiś miesiąc. No nic zawsze lepiej jak jest chłodno niż za ciepło.
Podjechaliśmy pod hotel ale niestety pokoju nie dostaliśmy. Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na miasto. Postanowiliśmy odwiedzić Palais Longchamp.
Palais Longchamp to pomnik otwarty z okazji otwarcia kanału Marsylii który doprowadził wodę do miasta. Wybudowany w XIX wieku swoją nazwę wziął od “dużych pól” po francusku Longchamp. Nie mylić ze słynnym producentem torebek i innych wyrobów skórzanych.
Aktualnie znajduje się tam muzeum i park. Park podobno jest jeden z piękniejszych ale pewnie na wiosnę bo teraz jakoś park nie powalał ale to właśnie tam znaleźliśmy pierwszą palmę na tym wyjeździe.
Spacerek i chłód nas obudził i jakoś do południa dotrzymaliśmy. Przyszła pora na lunch. Wybraliśmy knajpkę La Mercerie. Wybór bardzo dobry potwierdzony nie tylko dobrym jedzeniem ale też ilością lokalnych ludzi. Prawie sami lokalni a turystów bardzo mało. Przy takim obłożeniu lokalnymi byłam w bardzo pozytywnym szoku, że mówią tak ładnie po angielsku.
Wino i pyszne jedzenie nas uśpiło. W sumie na nogach byliśmy już jakieś 24h i poza małą drzemką w samolocie co nawet drzemką nie można nazwać nie spaliśmy w ogóle. Poszliśmy do hotelu z nadzieją, że pokój był i na szczęście był. W końcu łóżeczko.
Jak padliśmy tak obudziliśmy się 3h później. Już ciemno było. Ale miasta mają swój urok nocą, zwłaszcza miasta udekorowane świątecznie.
Marsylia co prawda dopiero dekoruje i jeszcze nie ma tak dużo świateł. Ciekawe kiedy Europa wymyśli, że Amerykanie (20% dochodu turystyki europejskiej jest z USA) mają wolne na święto dziękczynienia i fajnie by było jakby wszystkie markety świąteczne były już w pełni dekoracji i oferty.
Podchodziliśmy trochę po miasteczku ale dość dużo knajpek i restauracji niestety było zamkniętych na sezon. Na kolacje wybraliśmy najstarszą knajpę w mieście (1860 Le Palais). Ogolnie jedzenie pychota ale jakoś tak jasno tam było…brakowało nam takiego klimatu do posiedzenia.
Zjedliśmy, wypiliśmy a deser wzięliśmy na wynos. Jakoś nie mogliśmy przejść koło Macaroons obojętnie. Nie ma to jak zjedzenie paru na ulicy po pysznej kolacji.
Klimat znaleźliśmy dopiero w La Caravelle. Autentyczny bar który witał żeglarzy z Maryslii ciągle od 1920 roku.
Klimatyczny bar na pietrze. Mieli siedzenia przy barze ale my jednak wybraliśmy stolik. Jakoś w Europie niestety nie ma kultury siedzenia przy barze i poznawania nowych ludzi. Stolik był też lepszą opcją bo mieliśmy widok na zespół. Fajnie było posłuchać muzyki na żywo w jakimś lokalnym barze przy lokalnym winku.
Miksowali kawałki francuskie i angielskie (wiadomo pod turystów). Choć może i nie koniecznie bo nadal najwięcej się francuskiego słyszało wśród gości knajpy. Chyba dużo Francuzów teraz podróżuje lokalnie, na weekend sobie wyskakują.
Nam wieczór minął bardzo miło ale jak przestali grać to już postanowiliśmy wrócić do hotelu. Trzeba się wyspać bo jutro kolejny intensywny dzień.
2025.11.27-28 Marsylia, FR (dzień 0)
8 rano czasu europejskiego na nasz 2 w nocy a my siedzimy w małym samolociku w pierwszym rzędzie. Przemiły steward podchodzi do nas ze zrozumieniem na twarzy…wiem, że ciężko się lata tak wcześnie rano. Ano ciężko…
Przyniósł nam kawkę na obudzenie i zaczął wypytywać jak długo będziemy w Marsylli i jakie plany mamy. Po naszej odpowiedzi zadał dodatkowe pytanie. A czemu w takim razie nie lecicie prosto do Nicei. Bardzo dobre pytanie. A odpowiedź…jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę. Bilety do Marsylii były znaczenie tańsze
Pomału nasze Europejskie wyjazdy na święto dziękczynienia stają się tradycją. No bo jak tu nie skorzystać z kilku dni wolnego. Do tego skoro do Afryki lecieliśmy zwykłą klasą ekonomy i się przemęczyliśmy 14h w ciasnocie to odbijemy sobie w Monako. Udało mi się znaleźć fajną cenę więc 14h może lecieliśmy w niewygodach ale za to 7h polecimy jak królowie…no może nie do końca bo jednak nadal bilety były tanie więc i samolot stary. Coś za coś.
Ale najważniejsze, że indyka na obiad zjemy i dobrym winkiem popijemy.
Darek pogadal z AI (Gemini) dowiedział się wszystkiego i wyszło że o 11 am musimy opuścić dom żeby na lotnisku mieć wystarczająco czasu aby odwiedzić Delta One lounge (tak ten wypasiony o którym pisaliśmy we wrześniu), pójść, wypić i zdążyć na terminal 1 żeby złapać samolot AirFrance do Paryża. Niestety pomimo, że AirFrance z Deltą są mocno połączeni to terminala jednego nie mają i trzeba kombinować bo lounge Delta vs. AirFrance różni się bardzo….oj bardzo…. poczuliśmy to na własnej skórze.
Gdybyśmy nie musieli zmieniać terminalów to pewnie byśmy się spóźnili na samolot bo tak dobrze się siedziało ale kierownik wycieczki (Daruś) przejął się swoją funkcją i pilnował że trzeba opuścić DeltaOne Lounge 2:45pm (tak powiedział Gemini). Śmiechy śmiechami ale warto przechodzić dwa razy skanowanie bagażu i zmianę terminala bo drinek w DeltaOne smakuje tysiąc razy lepiej niż Heineken w zwykłym lounge. Nie mówiąc o jedzeniu i deserach…
Ta Darmowa restauracja w DeltaOne lounge pobija wszystko. Można liczyć na tradycyjny obiad z okazji święta dziękczynienia albo na przepysznego steaka jak się jest mało za tradycją. Do tego przemiła obsługa i w ogóle człowiek nie czuje się jak na lotnisku. To jest trochę niebezpieczne bo siedzi się tak fajnie, że można by było siedzieć ale trzeba w drogę.
Ok, czas lecieć. Lot przeleciał jak to lot. Trochę filmów, trochę gadania i trochę spania. Jak wylądowaliśmy w Paryżu to w spać się nawet nie chciało ale w sumie u nas to nawet północy nie było. Dwie godziny przesiadki, jakiś croissant z czekoladą, kawka i znów do samolotu. I tak właśnie poznaliśmy stewarda który nie mógł zrozumieć dlaczego lecimy do Marsylii a nie do Nicei. My też nie rozumiemy…ale może wkrótce się przekonamy.